Chrześcijańskie poczucie szczęścia

Z Gospel Translations Polish

Powiązane materiały
Więcej Autor: Sinclair Ferguson
Indeks autorów
Więcej Temat: Uświęcenie i wzrost
Indeks tematyczny
O tym materiale
English: Five Easy Steps

© Ligonier Ministries

Podziel się tym
Nasza misja
Ten materiał został opublikowany przez Gospel Translations, organizację pełniącą posługę duszpasterską online, której misją jest bezpłatne udostępnianie książek i artykułów z tematyki gospel w każdym kraju i języku

Dowiedz się więcej (English).
Jak możesz pomóc
Jeżeli znasz dobrze język angielski, możesz nam pomóc jako tłumacz

Dowiedz się więcej (English).

Autor: Sinclair Ferguson Temat: Uświęcenie i wzrost

Tłumacz Anna Cook

Review Możesz nam pomóc edytując to tłumaczenie, aby było ono jeszcze lepsze Dowiedz się więcej (English).


Kilka dni temu rozmawiałem ze znajomym, który niedawno doświadczył osobistych rozczarowań, zniechęcenia, niesprawiedliwego traktowania, a nawet fałszywych pogłosek na temat swojej chrześcijańskiej posługi. Byłem pod wrażeniem jego poruszającej reakcji. Powiedział: „Moim wielkim pocieszeniem jest po prostu to: ‘Wielkim zaś zyskiem jest pobożność wraz z poprzestawaniem na tym, co wystarczy’. (1Tm 6:6)”.

Taka reakcja w obliczu przeciwności (podczas których chrześcijańskie poczucie szczęścia jest zarówno testowane, jak i manifestowane) nigdy nie jest skutkiem chwilowej decyzji woli. Nie wynika również z posiadania uporządkowanego, odpowiednio przemyślanego systemu kierowania swoim czasem i życiem, opracowanego w celu ochrony przed zrządzeniami opatrzności Bożej. Taka reakcja jest znakiem zadowolenia z woli Pana w każdym aspekcie Jego opatrzności. Jest ona zatem kwestią tego, czym jesteśmy, czyli podstawy naszego bytu, nie może natomiast zostać osiągnięta jedynie przez uczynki.

Uczynki i byt

Szczęście jest niedocenioną łaską. Tak samo, jak w XVII wieku, gdy Jeremiah Burroughs napisał swoje wielkie dzieło na ten temat, również dziś pozostaje ono „‏Rzadkim klejnotem”. Mogłaby istnieć prosta recepta na szczęście („Pięć kroków ku osiągnięciu szczęścia w miesiąc”), byłoby to banalne. Do chrześcijan natomiast należy odkrywanie szczęścia w staromodny sposób: musimy się go nauczyć.

Dlatego właśnie nie możemy sami się „uszczęśliwić”. Szczęścia uczy nas Bóg; my jesteśmy w Nim szkoleni. Jest częścią procesu naszej przemiany przez odnowienie umysłu (Rz. 12:1-2). Zostało nam ono przykazane, lecz, paradoksalnie, jest uczynione nam, a nie przez nas. Nie powstaje jako efekt ciągu czynności, ale odnowionego i przemienionego charakteru. Jedynie dobre drzewa wydają dobre owoce.

Stanowi to jedną z reguł, które najtrudniej jest chrześcijanom zrozumieć. Jasne zasady chrześcijańskiego życia są dla nas niezbędne. Niestety sporo z wielce programowego prądu nauczania w ewangelikalizmie kładzie tak wysoki nacisk na zewnętrzne uczynki i osiągnięcia, iż cierpi na tym kształtowanie charakteru. W szczególności chrześcijanie w Stanach Zjednoczonych muszą zdać sobie sprawę z tego, że żyją w najbardziej pragmatycznym na całym świecie społeczeństwie („jeśli ktokolwiek może to zrobić, to na pewno my”). Bolesnym dla naszej dumy jest odkrycie, że chrześcijańskie życie nie jest zakorzenione w tym, co czynimy, ale w tym, czego potrzebujemy, aby nam uczyniono.

Kilka lat temu zetknąłem się poniekąd boleśnie z mentalnością opartą na zasadzie „tylko nam powiedz, a my to zrobimy”. W połowie konferencji dla chrześcijańskich studentów zostałem wezwany na spotkanie z delegacją członków personelu, uważających za swój obowiązek powiadomienie mnie o nieścisłościach w dwóch z moich prezentacji na temat Pisma Świętego. Motywem przewodnim było Poznanie Chrystusa. „Przemawiałeś do nas przez dwie godziny”, skarżyli się, „a jednak nie powiedziałeś nam o ani jednej rzeczy, którą możemy uczynić”. Zniecierpliwienie, aby coś zrobić, ukrywało zniecierpliwienie apostolską zasadą mówiącą o tym, że jedynie przez poznanie Chrystusa możemy wszystko uczynić (zob. Flp. 3:10; 4:13).

W jaki sposób odnosi się to do głównego motywu serii Tabletalk w tym miesiącu, czyli szczęścia?

Moje szczęście jako chrześcijanina oznacza, że moje zadowolenie jest niezależne od okoliczności. Kiedy Paweł mówi o swoim szczęściu w Liście do Filipian 4:11, stosuje pojęcie powszechnie znane wśród filozofii starożytnych Greków w szkołach stoików i cyników. W ich słowniku szczęście oznaczało samowystarczalność, czyli bycie niezależnym od zmieniających się okoliczności.

Jednak dla Pawła szczęście zakorzenione jest nie w samowystarczalności, ale w wystarczalności Chrystusa (Flp. 4:13). Paweł powiedział, że wszystko może - zarówno być poniżonym, jak i obfitować - w Chrystusie. Nie pomijaj tej ostatniej części zdania. To właśnie tego zjednoczenia z Chrystusem i odkrycia jego wystarczalności nie możemy włączyć za pomocą chwilowej decyzji. Jest ono owocem ciągle rozwijającej się bliskiej, głębokiej więzi z Nim.

Według Pawła szczęścia musimy się nauczyć. I tu pojawia się sedno sprawy: w jaki sposób nauczyć się bycia szczęśliwym? Musimy zapisać się do Bożej szkoły, w której otrzymamy instrukcje pochodzące z biblijnego nauczania i doświadczenia Bożej opatrzności.

Dobry przykład takich lekcji znajdziemy w Psalmie 131.

Biblijny przykład

W treści Psalmu 131 Król Dawid żywo opisuje nam, co dla niego oznacza nauka bycia szczęśliwym. Obrazuje swoje doświadczenie przez porównanie z odstawieniem dziecka od piersi matki i przejściem na pokarm stały: „Wprowadziłem ład i spokój do mojej duszy. Jak niemowlę u swej matki, jak niemowlę - tak we mnie jest moja dusza.” (Ps. 131:2).

Wyobraź sobie tę scenę oraz jej dźwięki. Będzie ona wyglądać jeszcze wyraźniej, jeżeli zdasz sobie sprawę, że w czasach Starego Testamentu odstawiało się dzieci od piersi nawet dopiero w wieku trzech czy czterech lat! Wystarczająco trudno jest matce poradzić sobie z płaczem niemowlęcia niezadowolonego z odstawienia od piersi, odmową jedzenia stałych pokarmów oraz jego swoistym uporem. Wyobraź sobie takie zmagania z czterolatkiem! Właśnie tego rodzaju bitwę toczył Dawid zanim nauczył się być szczęśliwym.

Dwie istotne kwestie

O co zatem toczyła się ta walka? Po raz kolejny Dawid pomaga nam, sugerując dwie istotne kwestie, z którymi musiał poradzić sobie w swoim życiu.

„Panie, moje serce się nie pyszni i oczy moje nie są wyniosłe.” (Ps. 131:1). Niekoniecznie oznacza to, że ambicje same w sobie są złe. Przecież on sam został przeznaczony na to, aby zasiąść na tronie (1 Sm 16:12–13). Jednak miał on wyższe ambicje: zaufanie mądrości Boga w kwestii Jego darów, miejsca i czasu.

Czy pamiętasz okazje, w których Dawid miał szansę na objęcie stanowiska i władzy w sposób, który przyniósłby szkodę jego poświęceniu się Panu? Najpierw Saul przyszedł właśnie do tej jaskini, w której ukrywał się Dawid i jego ludzie (1 Sm 24:6). Następnie Dawid i Abiszaj wdarli się do namiotu Saula i zobaczyli, że śpi (1 Sm 26:9-11). Jednak w międzyczasie utwierdził się on w tym, aby żyć zgodnie zasadami zawartymi w Bożym Słowie oraz aby cierpliwie czekać na czas wyznaczony przez Boga.

Chrześcijańskie poczucie szczęścia jest zatem bezpośrednim owocem nieposiadania wyższych ambicji niż przynależność do Pana oraz bycie do Jego dyspozycji, w miejscu przez Niego wyznaczonym, w wybranym przez Niego czasie, otrzymując dary, którymi chętnie nas obdarowuje.

Dlatego słowa młodego Roberta Murray’a M‘Cheyne’a zawierały dojrzałą mądrość, gdy napisał: „Zawsze było moją ambicją to, żeby nie mieć wobec siebie żadnych planów.”. „To niezwykłe!”, powiemy. Tak, lecz ludzie zauważali u M’Cheyne’a nie tyle niezwykłość tego, co robił lub mówił, lecz samo to, kim był oraz sposób, w jaki żył. To z kolei jest skutkiem jego szczęścia i posiadania jednej motywującej go ambicji: „żeby poznać Go [Chrystusa]” (Flp. 3:10, BW). Nie jest przypadkiem to, że gdy uczynimy Chrystusa naszą ambicją, odkrywamy, że staje się dla nas wystarczający i uczymy się bycia szczęśliwym w każdych okolicznościach.

„Nie gonię za tym, (...) co przerasta moje siły” (Ps. 131:1). Szczęście jest owocem sposobu myślenia uwzględniającego swoje ograniczenia.

Dawid nie pozwolił sobie na rozmyślania o tym, czym Bóg nie upodobał sobie go obdarzyć ani na to, aby skupiać się na rzeczach, których Bóg nie upodobał sobie mu wyjaśnić.

Tego typu troski zduszają poczucie szczęścia. Jeżeli domagam się tego, aby wiedzieć dokładnie, co Bóg czyni w mojej sytuacji, co planuje uczynić z moją przyszłością oraz jeśli żądam zrozumienia Jego działań w mojej przeszłości, nigdy nie będę do końca szczęśliwy, chyba że stałbym się równy Bogu. Jak nieskorzy jesteśmy, aby zrozumieć te subtelne pokusy myślowe, wybrzmiewające echem jak syczenie węża z ogrodu Eden: „Wyraź swoje niezadowolenie z Bożych działań, Jego słów i darów.”.

W naszej Augustyńskiej tradycji często mówi się, że pierwszy grzech stanowiła wyniosłość, pycha. Jednakże było to coś bardziej złożonego, obejmującego również brak zadowolenia. Spoglądając w tym świetle poznajemy, jak bezbożną rzecz stanowi tak naprawdę duchowe niezadowolenie.

Miej na względzie te dwie zasady, a niełatwo przyjdzie ci dać się złapać w pułapkę pochodzącego ze świata wiru niezadowolenia. Powróć do szkoły, w której poczynisz postępy w byciu chrześcijaninem. Przestudiuj lekcje, ustaw kwestię ambicji, zaabsorbuj się Chrystusem, a nauczysz się radości, jaką niesie ze sobą przywilej bycia naprawdę szczęśliwym.